Szybkie podsumowanie: wyprzęgnik LPR bezproblemowo działał jakieś 40km. Dzisiaj, wracając do domu, przy wjeździe na podwórko wrzucam wsteczny, puszczam sprzęgło i...nic
. Auto stoi jak stało, pedał puszczony, ale sprzęgło "nie spięło". Szybki rzut oka pod maskę i widzę wysunięty do oporu siłownik, którym nie da się ruszyć. Wepchnąłem auto na podwórko, przebrałem się, żaba pod auto i jazda do góry.
Po zsunięciu gumowej osłony popychacza okazało się, że tłoczek wysunął się za daleko, "kantnął się" i nie umiał już wrócić.
Łapa i siłownik ani drgnęły i żeby rozebrać dziada musiałem najpierw zdjąć segera trzymającego siłownik. Siłownik wystrzelił, płyn chlusnął a tłoczek wypadł. Jak porównałem tłoczek LPR i FAG, to wysokości te same, ale LPR miał w nieco innym miejscu uszczelkę i dalej wysuwał się z cylindra. Dodam też, że popychacz zarówno LPR jak i FAG nie pasowały do łapy - miały na małą średnicę "główki" i zwyczajnie przelatywały przez otwór w łapie sprzęgła, tak więc i tak założony miałem oryginalny popychacz o większej średnicy główki:
W FAG-u działało, w LPR już nie koniecznie...
Przyszło mi do głowy, że może z łapą coś nie tak, że może dziury nie ma być, ale według zdjęć na skandixie w 700 łapa jest z dziurą. Chyba, że u mnie dziura już się jakoś wyrobiła, nie wiem.
Tak czy inaczej, jedyne co na razie przyszło mi do głowy, to druciarstwo - zrobiłem "nowe" gniazdo popychacza w łapie sprzęgła, które powinno zapobiec nadmiernemu wysunięciu się popychacza:
Śruba M10 z łbem inbusowym 8mm. Pasuje nawet popychacz LPR.
Na starcie tłoczek siedzi głębiej, więc przy tym samym skoku nie wysunie się tak daleko.
Kółko kilka kilometrów i na razie sprzęgło działa normalnie.